
Pięć, a może jednak sześć biurek. Pięć komputerów. Pięć stanowisk. Kilka fakapów. Pięć tysięcy kaw. 27 000 kilometrów do biura i z powrotem. Nowe umiejętności. I cechy, których w sobie nie widziałam. Setki zawałów nad mailami. Kilka zwolnień grupowych. Dziesiątki niepotrzebnych spotkań. I trochę tych niezbędnych. Przynajmniej 1200 wydrukowanych stron gazetek i katalogów. Kilkadziesiąt billboardów. Około trzystu spotów telewizyjnych. Siedem kampanii 360o.
Jedna założona fundacja i dziesiątki tekstów pisanych po pracy.
Niezliczone rozmowy z K. I M. I A. I innymi, dla których warto się do biura pofatygować.
I zapach biura w listopadzie, gdy wszyscy jedzą mandarynki.
9 trudnych i dobrych lat. W jednym.